O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu - Haruki Murakami

Haruki Murakami został okrzyknięty jednym z najlepszych pisarzy końca dwudziestego wieku. Pisze bardzo dużo, wydawany jest na całym świecie, ale mało kto wie, że ma na swoim koncie wiele maratonów, kilka triathlonów i jeden czy dwa ultra-maratony...

Uderzę się najpierw w piersi i przyznam, że japońskie klimaty nie przemawiają do mnie. Wyczytałam gdzieś, że ich filozofia życiowa jest zupełnie inna od naszej "judeo-chrześcijańskiej", może to dlatego? Gdzieś podskórnie nie identyfikuję się z japońską sztuką i już. Człowiek nie zdaje sobie sprawy jak bardzo ta nasza religijna kultura przeniknęła wszystkie sfery życia - jeśli tylko myślimy "to jest dobre" a "to jest złe" to kierujemy się starotestamentalną zasadą, gdzie Bóg stworzył świat i NAZWAŁ co było dobre, a co złe. Przed Biblią nie istniała ponoć koncepcja "dobra" i "zła", nie było koncepcji "grzechu". Istniało za to "Jing-yang" czyli nieustanne przenikanie się wszystkich elementów życia, gdzie nic nie jest ani dobre, ani złe, po prosty jest jakie jest. Wiem, upraszczam trochę, ale nie miejsce tu na filozoficzne eseje.

Ten przydługi wstęp ma na celu wyjaśnić dlaczego japońskie filmy czy książki przeważnie nie przykuwają mojej uwagi. W wielu z nich pojawia się temat samobójstwa, tego "honorowego wyjścia z sytuacji" - w Japonii nie niesie to ze sobą konotacji grzechu czy choroby psychicznej, jak ma to miejsce w naszej cywilizacji, do dzisiaj ten kraj zachował romantyczną wizję szlachetnego samobójstwa: wizję wspomaganą historiami o samurajach i pilotach kamikadze.

Pierwsza książka Murakamiego, którą próbowałam przeczytać to "Norwegian Wood". Taka właśnie historia o chłopaku, która popełnia samobójstwo i jego bliskich, którzy sobie z tym nie radzą. Nie skończyłam.

Ale po tę sięgnęłam bez obaw. Bo mówi o BIEGANIU. Recenzje opisywały ją jako wysoce zabawną, pełną celnych spostrzeżeń i bardzo inspirującą.

No i taka jest. No bo jak inaczej nazwać historię człowieka, który prowadzi dobrze prosperujący bar jazzowy i decyduje się go sprzedać, żeby w wieku 34 lat zostać pisarzem...? Kiedy wcześniej nigdy nic nie napisał, a teraz nagle chce?
A potem mówi jak bieganie pomaga mu pisać, wręcz umożliwia mu to. Większość tego, co wie o pisaniu, nauczył się podczas codziennego biegania. Bo napisanie powieści to właściwie fizyczna praca. Stworzenie pomysłu, zarys - to talent, ale właściwe NAPISANIE czegoś w do końca wymaga wielu godzin siedzenia, żmudnej pracy, gdzie trzeba się maksymalnie koncentrować, gdzie trzeba nauczyć się odpoczywać a potem biec dalej... tak samo jak w biegach długodystansowych.

Nie wiem czy przekona mnie do sięgnięcia po inne książki tego pisarza, ale bardzo fajnie jest odkryć, że moje doświadczenia biegowe są podobne do tych, które ma światowej sławy pisarz. Ja też muszę ćwiczyć silną wolę, pilnować ilości ruchu, planować dzień (tak, tak, jak się chce biegać to trzeba dobrze planować logistykę). Bieganie daje poczucie panowania nad sobą, ale też daje czas na myślenie. Czasem jakaś decyzja wykluje się w trakcie ćwiczenia. Czasem jakiś pomysł zaświta. Ale tylko wtedy gdy biegam na dworze, nigdy na siłowni.

Polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią biegać, ale też tym, których interesują prawdziwe historie. Którzy snują autorefleksję i nieustannie pracują nad swoim życiem. To praca długodystansowca, więc trzeba mieć formę...