Kościół katolicki i konwersja - G.K. Chesterton

Wiedziona moim umiłowaniem do kryminałów dawno temu przeczytałam "Przygody księdza Browna". Był taki serial, ksiądz/detektyw (nie, nie ksiądz Mateusz, ani Don Matteo, tylko taki wyglądający na Kubusia Puchatka...  "Detektyw w Sutannie" czy jakoś tak), który z zamiłowaniem oglądałam ilekroć trafiłam na niego przypadkiem w telewizji. Gdzieś przeczytałam analogię do książek Chestertona i wtedy je czytałam.

Ale nie wiedziałam nic więcej o autorze, ani jego pozostałej twórczości. Z opisu na tylnej okładce:
"Chesterton - obrońca wiary, konserwatysta, sympatyk Polski; mistrz groteski, paradoksu i absurdalnego humoru; pisarz, dziennikarz, publicysta, poeta i rysownik; autor książek od apologetycznych po detektywistyczne". Co za człowiek renesansu!

obrazek pochodzi z tego bloga

Całą drogę do Geteborga i kilka godzin w poprzednich dniach siedziałam zaczytana w książce "Kościół katolicki i konwersja". Chesterton opowiada o swoim nawróceniu i o odkryciu Kościoła. O tym, jak trudna jest to decyzja, ale jak nieunikniona jeśli ktoś poszukuje prawdy. Bo ona łapie na "niewidzialną nitkę, która jest na tyle długa, że można zawędrować aż na koniec świata, ale wystarczy jedno szarpnięcie tej nitki by człowieka spowrotem sprowadzić."

Nikt nigdy nie przedstawił mi Kościoła w tak prosty i celny sposób. Wiele z tego, co pisze autor jest mi bardzo bliskie, choć ja sama nie mam za sobą doświadczenia konwersji. Ale doświadczenie odkrycia Kościoła tak.  Doświadczenie jego wiecznej młodości i starożytności, niezmienności i świeżości. "Kościół katolicki jako jedyny ocala człowieka przed poniżająca niewolą bycia dzieckiem swoich czasów."

Jak bardzo wszystko to, co pisze o "swoim" kościele anglikańskim przypomina mi kościół Szwecji i mentalność tego kraju! Purytanizm i obawa przed kościołem katolickim (prawdą) - oto najważniejsze jego wyróżniki. Obawa, gdyż tak naprawdę argumentacja tych protestantów jest niedorzeczna, i autor pięknie to pokazuje w książce. Ogromna jest ilość "protestanckich kłamst o katolickich kłamstwach", lecz nie ma żadnej instytucji żeby to zweryfikować...

Chesterton pokazuje Kościół na tle innych religii i prądów myślowych, dowcipnie, acz jednoznacznie, podkreśla nietrwały charakter tych "mód" (daje przykład prądów socjalizmu i spirytyzmu), ich reakcyjność ("bez chrześcijaństwa nie byłoby islamu") lub niewłaściwe zrozumienie ich relacji z Kościołem. Według jego doświadczenia protestanckie wyznania żyją tylko na tyle, ile pozostało w nich z katolickiego chrześcijaństwa, i do katolickiego chrześcijaństwa zawsze wracają, żeby odzyskać żywotność. W ferworze walki ze skostniałym systemem pośpiesznie pozbyły się wszelkiej formy symboli, głosiły jakie to mają radosne nabożeństwa i kazania, aż zamieniły się w centra rozrywki i miłej atmosfery.
Tak naprawdę nie chcemy religii, która ma rację tam, gdzie my mamy rację. Chcemy natomiast religii, która ma rację tam, gdzie my się mylimy. Te obecne mody sprawiają, że nie chodzi o to, czy religia pozwoli na wolność, ale czy (w najlepszym wypadku) wolność pozwoli na religię. Ludzie ci ida jedynie za współczesną atmosferą, w której jest wiele rzeczy miłych, wiele anarchicznych, i wiele po prostu nudnych i oczywistych, a następnie domagają się, żeby każda religia dopasowała się do tej atmosfery. Ale ta atmosfera istniałaby nawet bez tych religii. (...) Całkiem inaczej jest, gdy religia, we właściwym znaczeniu czegoś wiążącego, wiąże ludzi z moralnością, która nie jest identyczna z ich nastrojem. (...) Było całkiem inaczej gdy głoszono miłość poganom, którzy tak naprawdę w nią nie wierzyli; tak samo jak dzisiaj głosi się czystość nowym poganom, którzy w nią nie wierzą. To właśnie na takich przykładach możemy uchwycić prawdziwe znaczenie religii; i to one świadczą o szczególnym i niedoścignionym tryumfie katolickiej wiary. Katolicyzm ma rację nie tylko w tym, w czym i my mamy rację, na przykład głosząc radość, nadzieję, czy współczucie. Miał rację wówczas gdy my się myliliśmy i gdy nasz błąd wracał do nas jak bumerang. 
(rozdział "Wyjątek potwierdza regułę") 
 Nie do wiary, że książka została napisana w 1926 roku, a jej treść jest tak aktualna.