Różnorodność pojednana - ks. Tomas Halik / Tomasz Dostatni OP

Tomáš Halík, choć ochrzczony jako dziecko, osobistego wyboru katolicyzmu dokonał dopiero w wieku dojrzałym, a w czasach gdy w Czechosłowacji Kościół był prześladowany, a msze odprawiali po kryjomu, w prywatnych domach księża wypuszczeni ze stalinowskich więzień. W 1978 roku został tajnie wyświęcony i przez pierwsze jedenaście lat kapłaństwa działał w podziemiu. To sprawiło, że dialog i pojednanie uważa za sprawy najważniejsze, a do wątpliwości wierzących i niewierzących podchodzi wręcz z pokorą.
Jest Bóg czy Go nie ma? Czy po Auschwitz można jeszcze wierzyć w Boga? Jaki jest związek religii z terroryzmem? Jak prowadzić dialog z judaizmem i islamem? Czy wiara i wątpliwości się wykluczają? Czym się różni katolickość od katolicyzmu, a ateizm od apateizmu? O tym i o wielu innych sprawach z Tomášem Halíkiem rozmawia dominikanin Tomasz Dostatni.
Pomimo tego, że zupełnie nie znam autorów tej książki, ten opis na tylnej okładce książki bardzo zachęcił mnie do kupienia. Muszę przyznać, że spotkanie z ks Halikiem było dla mnie niezwykle odkrywcze. I zaskakujące. W zasadzie nie całkiem jeszcze przetrawiłam filozofię Halika, zaczyna powolutku się sączyć do serca.

W rozmowie z ojcem Dostatnim, Halík opowiada o swoich mistrzach i lekturach, o swojej drodze do wiary. Nakreśla szerokie tło wszystkich wydarzeń, tak szerokie, że kompletnie się na nim gubiłam. Nie znam historii czeskiego kościoła, niewiele wiem o husytach (jakieśtam resztki wiedzy z historii) a nawet nazwiska wielkich teologów niewiele mi mówią... poczułam sie jak uczniak... Dopiero wzmianki o Chestertonie, Ratzingerze i C.S.Lewisie sprawiły, że poczułam się swojsko. Ja także uwielbiam "eseistykę teologiczną", jak to określił Halik, wspomniani autorzy należą do moich autorytetów.

Ksiądz Halik o sobie mówi w ten sposób:
„W trakcie pisania książek stwierdziłem, że nie jestem teologiem akademickim, lecz teofilem. Teofil wie, że o Bogu raczej nic nie wie, a mimo to szczerze Go kocha. Teofil nie umie pisać uczonych traktatów i dlatego daje raczej świadectwo o swojej drodze życiowej i wierze. Narratywna, biograficzna wypowiedź o wierze, wiara jako droga, Bóg ukryty w wydarzeniu – zawsze przeczuwałem, że tu leży prawda. Tędy może prowadzić droga, skoro oficjalna ścieżka teologii zarosła ostami definicji i dla człowieka niedostatecznie przygotowanego bywa trudna do przebycia”.
Z lektury wyłania się postać kogoś, kto całym swoim życiem relizuje pragnienie DIALOGU z drugim człowiekiem, dialogu a nie monologu. Kogoś pokornego, kto zawsze patrzy na drugiego jak na potencjalne źródło własnego wzbogacenia, dopełnienia. Kogoś, kto dostrzega niebezpieczeństwa "triumfalizmu katolickiego" - tego apriorycznego roszczenia do uniwersalnej prawomocności własnego widzenia świata, do bycia posiadaczem całej prawdy. Kogoś, kto wie, że całą Prawdą jest tyko Bóg, i poznamy ją w całości gdy spotkamy się z Nim twarzą w twarz.

Muszę przyznać, że bardzo mnie to poruszyło. Nie powiem zachwyciło, bo dopiero to wszystko trawię. Poruszyło mnie do głębi, bo pokazało mi, że chrześcijaństwo to "droga", to "katolickość" - czyli powszechność i otwartość. W odróżnieniu od "katolicyzmu", który jest ideologią. Ks Halik czyni bardzo mądre rozróżnienie między tymi dwiema, przekonująco wyjaśnia. 

Ciekawe jest to, co Halik pisze o "nieśmiałej pobożności" swojego narodu - postawa wiary jest u Czechów raczej dyskretna i niechętnie manifestują ją wielkimi słowami czy gestami. Ma to związek z niechęcią Czechów do patosu, wszystko, co patetyczne wydaje się im śmieszne. Dla Czecha patos skrywa nieszczerość, hipokryzję pustkę, obroną przed nim jest ironia (i tu zrozumiałam, że jest cała grupa Polaków, która żywi tę samą niechęć i to jest właśnie TO, co ich odrzuca od Kościoła!).

Z lektury książki można się sporo dowiedzieć o protestantyzmie, zwłaszcza jego początkach - kim był Luter i gdzie popełniono błąd. Jakie ten błąd ma konsekwencje, te złe, ale i te dobre. Jak można i należy dialogować z innymi chrześcijanami, jak można to robić z muzułmanami czy buddystami. 

Halik próbuje odpowiedzieć na pytania o sens śmierci, cierpienia i bólu, wyjaśnić dlaczego Bóg dopuszca tyle zła... czy Bóg umarł? Na te pytania odpowiada trochę podobnie jak Marcin Jakimowicz w gościu niedzielnym - że to pytanie niewłaściwie zadane, bo należy zapytać "gdzie był człowiek" gdy to wszystko się działo... Bóg uczynił człowieka wolnym, i gdyby mu tę wolność odebrał to pozbawiłby go również jego ludzkiej godności. Nie możemy ulec też pokusie postrzegania świata oczyma przyjaciół Hioba - cierpienie na świecie to jest wielka tajemnica i tylko wiara w Boga może ją wyjaśnić. To wiara w człowieka umarła w ostatnich latach.

Bardzo wiele rozważań snują Tomasze w tym wywiadzie. Teologiczno-filozoficznych, ewangelizacyjnych, politycznych... istna perełka. Można długo smakować i wracać. Na pewno sięgnę po wspomniane dzieła.

Bardzo dużo daje do myślenia to, co mówi o judaizmie. Że islam wobec chrześcijaństwa robi to, co chrześcijaństwo zrobiło wobec judaizmu - re-interpretuje "ich" księgi i tłumaczy naszą teologią. Niemal dokładnie tak jak muzułmanie "tłumaczą" Biblię, po swojemu, żeby pasowała do "ich" dogmatów... co oczywiście bardzo nas chrześcijan drażni, wręcz oburza, ale jakoś nie dostrzegamy, że robimy to samo wobec pięcioksiągu...

Dla mnie najmocniejsze jest jednak to, co napisał o związku terroryzmu z religijnością. Zacytuję:
 "Niedawne rozległe badania Instytutu Gallupa pokazały, że absolutna większość wierzących muzułmanów na całym świecie jednoznacznie potępia terroryzm zbrodniarzy z grup ekstremistycznych, którzy chcieliby usprawiedliwiać swoje działania, maskując cele polityczne religinją retoryką. Te same badania ujawniły ciekawą rzecz: ci, którzy obecne konflikty traktują jako religijne, przeważnie uważają je za nieuniknione, ci natomiast, którzy dostrzegają ich przyczyny polityczne i ekonomiczne, przeważnie widzą możliwość ich rozwiązania. A w dodatku jako religijne postrzegają je ci - zwłaszcza wśród muzułmanów - którzy sami żywej wiary nie praktykują.
Kiedy terroryści uznają samych siebie za bojowników islamu, to jedynie szukają usprawiedliwienia. Kiedy wojujący prawicowi fundamentaliści określają arabskich terrorystów jako bojowników islamu, to chcą w ten sposób usprawiedliwić swoją religijną i kulturową nietolerancję, a swoje polityczno-imperialne cele ukrywają, podając się za obrońców zagrożonej cywilizacji chrześcijańskiej, bohaterów kulturowej wojny przeciwko muzułmanom i liberałom. Kiedy Richard Dawkins i wojujący fundamentaliści "nowego ateizmu" widzą w arabskich terrorystach bojowników o islam, to chcą w ten sposób zdyskredytować każdą religię jako źródło zła i przemocy i uwiarygodnić samych siebie jako oświeconych obrońców swobód liberalnych przed ciemnym zabobonem chrześcijaństwa i wszelkiej religii"
Mocne. Bardzo. Nie wymaga komentarza tylko szczerego spojrzenia w lustro.

***

Lektura książki budzi jednak mieszane uczucia. Można odebrać sporo wypowiedzi Halika jako ogromny relatywizm moralny. Ale na pewno można też zobaczyć w nich Ewangelię - ubóstwo duchowe, cichość, mądrość, a przede wszystkim głęboką wiarę w miłosierdzie Boga. I szacunek dla wolności wyboru. Bo Halik unika jakiejkolwiek agitującej manipulacji czy nachalnego zachęcania, zgodnie z zasadą Hugona Enomiyi-Lassalle'a: "Wszyscy są zaproszeni, ale nikt nie jest zmuszony".


A tu linki do kilku wywiadów z Tomaszem Halikiem:

Koniec feminizmu - Aleksander Nikonow

Wydawca opisał książkę w ten sposób, więc się rzuciłam.
Książka Rosyjskiego autora jest prawdziwym fenomenem. W czasach dyktatu poprawności politycznej Aleksander Nikonov otwarcie krytykuje ideologię feministyczną, wykazując absurdalność i szkodliwość realizacji jej założeń. Nikonov przedstawia genezę feminizmu, sięgając do niejednokrotnie szokujących, nieznanych lub świadomie przemilczanych źródeł i faktów. W bardzo czytelny sposób przedstawia podobieństwo feministycznej ideologii i sposobów jej popularyzowania do innych destrukcyjnych ideologii funkcjonujących w XX wieku - komunizmu i faszyzmu. Nikonov wnikliwie opisuje także opłakaną kondycję współczesnego „białego mężczyzny”, który stał się głównym celem ataków „ziejących nienawiścią” feministek. Jednak nie jest to książka jedynie o feminizmie. Autor przedstawia także dramatyczne skutki realizowania poprawności politycznej, zwłaszcza w sferze edukacji wyższej. W książce znajdziemy wiele absurdów politycznej poprawności, wymownie uzasadniających smutną refleksję autora nad współczesną cywilizacją.
W świetle toczących się dyskusji nad kondycją ideową i przyszłością społeczeństwa polskiego książka wydaje się być szczególnie interesująca dla czytelnika w Polsce. Oparta na faktach, pozostaje głęboką refleksją, ale przede wszystkim przestrogą, jak opłakane skutki może przynieść realizacja idei feministycznych i innych pomysłów politycznie poprawnych gorliwców.
Lektura zaiste wstrząsajaca - i forma, i treść... Rosjanin, opisujący zgniły zachód, więc w sumie czego się spodziewać, panegiryku? No ale nie wymyślił tego. Opisuje doświadczenia swoje i bezpośrednich rozmówców. A sporo ich jest. Oj sporo.

Ten zachód jest naprawdę przegnił do cna i każdy wykształcony Polak (albo Rosjanin, jak widać) dostrzega to wyraźnie.

Mała dygresja: piszę "Polak" bo wykształconych Szwedów już prawie nie ma. A nawet jeśli są, to ich standardy będą takie tak opisywanych Amerykanów czy Francuzów, którzy nie potrafią myśleć, co najwyżej zakuli wyniki na pamięć. A jak zapytasz czy 1/3 i 3/6 to jest tyle samo, to większość odpowie, że TAK. Inny przykład. Takie zadanie francuskim studentom czwartego roku matematyki: "balon leci w jednym kierunku z szybkością 20 km/h w ciągu 1 godziny i 45 minut, następnie kierunek lotu się zmienia o 60 stopni i balon leci jeszcze 1 godzinę i 45 minut z tą samą prędkością. Proszę określić odległość od punktu startu do punktu lądowania". Zadanie znalazło się z zestawie egzaminacyjnym po dwóch tygodniach dyskusji wśród grona pedagogicznego czy nie jest aby za trudne. Zgodnie z przewidywaniami profesorów, na 150 osób rozwiazały je... dwie. Byli to Chińczycy.

W zasadzie czytając tę książkę człowiek rozumie zacięcie Amy Chua w zakresie wykształcenia córek... nie być w matematyce dwa lata do przodu wobec reszty klasy oznacza, że jest się śmierdzącym leniem... rozwiazanie powyższego zadania zajęło mi dokładnie 3 minuty, a szkoły pokończyłam dawno temu i nie uczę teraz matematyki.

Język książki jest bardzo bezpośredni i zjadliwy, bardzo niepoprawny politycznie (NB zjawisko poprawności politycznej także jest poddane analizie i krytyce... której nie wytrzymuje, rzecz jasna). Myślę nawet, że taka wypowiedź w mediach skończyłaby się oskarżeniem o mowę nienawiści :) przecież teraz już nawet nie można powiedzieć "murzyn", żeby nie dostać łatki rasisty... cóż... a pojechać po feministkach i ideologiach ...? oj... doigra się!

Książka opisuje paradoksy zgniłego zachodu i próbuje analizować ich przyczynę. Dlaczego w USA starszemu jegomościowi nie sprzedadzą piwa, podczas gdy dwudzietoletniej dziewczynie po wylegitymowaniu - owszem? Dlaczego stan Kalifornia walczył w sądzie dwa lata, żeby móc wymagać od maturalnych uczniów znajomości trzech stanów skupienia substancji a nie tylko dwóch, jak federalne podreczniki...? Ile kosztuje w USA dojście sprawiedliwości w sądzie i jak jeden jeden rosyjski naukowiec zaoszczędził 6 milionów dolarów pisząc samemu pozwy i dlaczego było to niechętnie widziane przez sędziego? Dlaczego amerykańscy lekarze przypisują tylko amerykańskie lekarstwa a za użycie innych trafia się do więzienia (nawet jeśli ratują życie pacjentowi)? Dlaczego wolno wychwalać genetyczne zalety murzynów ale o ich niedostatkach nie wolno wspomnieć? Dlaczego po jednym anonimowym telefonie wsadza się mężczyznę do więzienia i zabiera dzieci do opieki społecznej...? i jeszcze sporo innych ciekawych kwiatków. Ciekawych i przerażających...

Z wieloma osobistymi opiniami autora nie mogę się jednak zgodzić, jego moralność też nie jest tym, co bym chciała widzieć wokół siebie (na przykład, nie ma problemu z akceptację małżeństw homo). Nie chcę oceniać, ale wydaje się, że ateizm trochę stępił jego wrażliwość na Prawdę... ale to, jak analizuje fakty i wnioskuje to przednia uczta dla kogoś, kto myślał, że nasz gatunek jest na wymarciu. Wszyscy wokół czytają natemat albo wprost, wszyscy politycznie poprawni, zrelatywizowani moralnie, jak to "młodzi, wyszktałceni, z wielkich ośrodków", co to głosowali na PO albo SLD... słowem nie ma z kim pogadać :/

Myślę też, że każdy rodzic powinien przeczytać tę książkę, żeby mieć odwagę zapewnić swojemu dziecku coś więcej niż obecne systemy edukacyjne oferują. Ale także w trosce o przyszłe społeczeństwo. Bo diagnoza Nikonowa jest zatrważająca. Za wszelką cenę czytać, analizować i oszaleć - nie dać się stłamsić!!! Ciężko samemu iśc pod prąd, ale jesteśmy sami! 
"Amerykańscy koledzy wyjaśnili mi, że niski poziom kultury i edukacji szkolnej w ich kraju jest świadomym osiągnięciem zmierzającym do realizacji celów ekonomicznych. Chodzi o to, że kiedy wykształcony człowiek naczyta się książek, staje się gorszym klientem. Kupuje mniej pralek, samochodów, zaczyna bardziej niż nimi interesować się Mozartem, van Goghiem albo jakimiś teoriami. Cierpi wówczas gospodarka społeczeństwa konsumpcyjnego i przede wszystkim dochody tych, którzy rządzą ich życiem. Dlatego też zamierzają oni nie dopuścić do rozwoju poziomu kulturalnego i edukacyjnego (które na dokładkę utrudniają im manipulowanie ludnością jak pozbawionym intelektu stadem)".
(Ja bym do powyższego dodała jeszcze "niski poziom religijności", wszak religia też wzywa do wybierania INNYCH dóbr... a jeszcze niektórzy ekstremiści potrafią sprzedać wszystko co posiadają i nie kupić nic nowego!... no ale to temat na inny felieton, na potrzeby tego przyjmijmy, że religia to kultura)

Najkrócej o ... wychowaniu religijnym dzieci - ks. Stanisław Orzechowski

Orzech, a właściwie ks. Stanisław Orzechowski, to legendarny (już) duszpasterz z Wrocławia. Przez jakiś czas byłam w jego duszpasterstwie i słuchałam przedziwnych kazań - i to tam właśnie nawróciłam się. Mowa Orzecha była zawsze niesamowicie kojąca choć czasem trudna. Niczym mowa Ojca. Z jednej strony troszczy sie o moralność dziecka, czasem surowo i bezkompromisowo nazywa rzeczy po imieniu, ale z drugiej jest pełen miłości i czeka na marnotrawnego syna... Niczym Bóg Ojciec!

Którz ma zatem większe prawo nauczać o rodzicielstwie niż on?


To jest książka o tym, jak wychować dziecko na chrześcijanina. Kupiłam na wakacjach w Polsce i w jeden wieczór przeczytałam. Ale będe wracać, i to często. Po to też ten wpis :)

Mówi o tym, jak ważna jest rola wiary rodziców w tym procesie. Wiara jest siłą i udziela się innym. Uzdrawia. Daje siłę. Truizm, ale trzeba to sobie uświadamiać. Ponoć dzieci nie słuchają tego, co mówią rodzice, ale ich skwapliwie naśladują.

O tym, jaki bagaż ma przekleństwo i błogosławieństwo. "Błogosławcie dzieci przed wyjściem do szkoły, nie wstydźcie się". Trzeba odgrzebać "zabobony", czyli gesty wiary, które mocno podkreślą to, co mamy w sercu. Znak krzyża przed jedzeniem. Mały krzyżyk na czole przy pożegnaniu z dzieckiem o poranku czy przed drogą... Nie jako magia, ale manifest oddania się Opatrzności Bożej.

O roli miłości rodzicielskiej w wychowaniu - jak bardzo różne sygnały otrzymują dzieci chciane i niechciane! "Jeżeli dziecko usłyszy, ze nie było chciane, jest to dla niego niemalże śmiertelny wstrząs. Znałem człowieka, którego to zabiło".

O wychowywaniu od samego momentu poczęcia. Trzeba jak najczęściej chodzić do komunii w ciąży! Jan Chrzciciel w łonie matki odczuł obecność swojego Pana... każde dziecko może!

O przyjściu na świat. "Trzeba rodzić razem. Razem powołaliście, razem wydajcie na świat". I jeszcze pięknie o powitaniu nowego członka rodziny. Orzech opowiada o swojej rodzinie i nowym braciszku: "Upadlem na kolana i mówię: "Mama, dziękuję Wam żeście mi urodzili brata!". Mama pogłaskała mnie po głowie i rzekła: "Idź, pocałuj teraz Józia!". (...) Otóż w każdy Wielki Piątek, gdy jest adoracja krzyża (...) mnie zawsze przypomina się tamta "adoracja" Józia. (...) Myślę, że to skojarzenie jest jak najbardziej słuszne, bo w każdym człowieku tkwi godność Jezusa Chrystusa."

O tym, że łaska buduje na naturze: bios, etos, agos, los. Czyli na biologii (odżywianie, zdrowe warunki), środowisku (etos życia w danym środowisku, kim są sąsiedzi, jakie są zwyczaje), pedagogach (tych, którzy uczą dziecko i kształtują jego wyobrażenie o sobie) i los rozumiany jako opatrzność Boża. "Dawniej zawsze bałem się latać samolotem. Ale z czasem musiałem zacząć to robić (...) więc znalazłem patent na latanie. Trzeba się wtedy modlić CHWAŁA NA WYSOKOŚCI BOGU. Stewardessa wykrzykuje, ze jesteśmy na wysokości 6 tys. metrów, a ja na to: "Chwała na wysokości Bogu"!"

O kształtowaniu czterech sfer człowieczeństwa, króre jest niczym kwadryga. Trzeba te swoje cztery konie sprawnie prowadzić i samemu nimi kierować. Te sfery to: cielesność, uczuciowość, psychika i duchowość. "Trzeba w pewnym momencie życia oddać lejce życia dziecku i ufać że nie zrobi ono wywrotki. (...)" Celem jest to by wszystkie cztery konie równo szły w tym zaprzęgu, oznacza to, że jest się człowiekiem dojrzałym.

I wreszcie orzech pisze o wychowaniu sumienia. "Sumienie chrześcijańskie wyznaje jedną zasadę: To jest dobre, o czym Pan Bóg mówi, że jest dobre, a to jest złe, o czym Pan Bóg mówi, ze jest złe. Niektórzy pytają: "Ale skąd ja mam wiedzieć, co sądzi Pan Bóg?!". Odpowiedź jest skrajnie prosta: stąd, że Pan Bóg przyszedł i nam to powiedział osobiście."
My natomiast często posługujemy się sumieniem Kalego albo sumeiniem partyjnym. Pokusy okłamywania sumienia sa ogromne, a pokusy konformizmu jeszcze większe. 

"Ty na straży stój sumienia, święta Matko Pocieszenia, nie opuszczaj nas!".

I tego uczmy nasze dzieci. Myślę, że ta mała książeczka może być w tym procesie bardzo pomocna. Niczym obecność naszego własnego ojca, przygotowująca nas do tego zadania.

Pakistan Express - Anna Mahjar-Barducci

Ta mała książeczka jest naprawdę niezwykła. W zasadzie jest to cykl krótkich reportaży o Pakistanie w latach dziewięćdziesiatych, przesyconych kolorami i zapachami z tamtego świata.

Podtytuł: "Jak żyć i gotować w cieniu talibów" jest bardzo wymowny. Mimo założonej bezstronności autorki na każdym kroku przebija się terror, żądzący tym krajem. Terror religijnych prostaków zwanych talibami. Których działalność jako żywo przypomina działalność marksistów i NKWD w latach pięćdziesiątych!

Taki fragment:
"Talibowie wykorzystują tę najuboższą wartswę społeczeństwa, żerując na ludzkim nieszczęściu. Większość uczniów w medresach* pochodzi właśnie z najuboższych warst, wśród których do rzadkości należą domy, gdzie znajdują się lodówka i telewizor. Życie pełne wyrzeczeń toczy się także w szkołach koranicznych, co podscyca w uczniach poczucie niezadowolenia i wzajemnej wrogości.
Talibscy przywódcy zachęcają chłopców z medres do dżihadu** obiecując im, że wraz z powstaniem islamskiego panstwa pod ich rządami nastanie sprawiedliwy świat. Istotnie, część młodzieży wewnątrz talibskiego ruchu motywowana jest nienawiścią klasową. Zrozumiałe jest, że jeśli tylko będa mieli pretekst do rozładowania frustracji w imię islamu oraz prawo do użycia broni dla podporządkowania sobie reszty społeczeństwa, staną się trudni do powstrzymania".

Uderzające, prawda?

Cała książka nie jest o tym, ale talibaństwo wnika w każdą dziedzinę życia - więc non stop natykamy się na nie. Na terror, zamachy, poniżanie kobiety, kałasznikowy... Mimo to autorka pokazuje normalnych ludzi, którzy starają się żyć normalnie, którzy często nie są wierzący (ale do czego nie wolno się oficjalnie przyznać, z dwojga złego lepiej powiedzieć że się jest chrześcijaninem) ale którzy szanują tradycję i kulturę.  Bo to kultura powoduje, że Pakistan jest fascynujący.

Wspaniała kuchnia, pasja w sercach, nie uginanie się pod naciskami. Anna bardzo wzruszająco opisuje Benazir Bhutto, jej spotkanie z nią i wrażenie, jakie wywierała pani premier. Poznamy także nazwiska niezależnych pisarzy, muzyków i literatów, tworzących pod prąd wszystkiemu (niemal jak opowieść o solidarnościowym podziemiu w czasach komunizmu...). Zasmakujemy wirtualnie legendarnej herbaty z Pak Tea House w Lahore, który w początkach życia Pakistanu był miejscem spotkań politycznej i kulturalnej śmietanki kraju. "Powiadają, że idealnie przygotowywano tam herbatę, ze chrupiącym ciasteczkom nie dało się oprzeć, a ciasta były zawsze świeże.". To tam rodziły się nowe utwory literackie, debatowano nad nowymi formami poezji i prozy, rozwijano język urdu. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiatych to tam działacze polityczni organizowali manifestacje przeciwko wojnie w Wietnamie... dziś ten prawdziwy Pak Tea House istnieje ponoć już tylko w eterze, www.pakteahouse.net, talibowie zniszczyli wszystko co mogli...

W pewnym sensie książka ta jest uzupełnieniem historii Tehminy Durrani, w podobny sposób opisywała Lahore w latach siedemdziesiątych...

Cała opowieść Anny przesycona jest smakami Pakistanu. W każdym rozdziale znajdziemy przepis na któryś z typowych smakołyków Pakistanu, przyznam, że kilka zaznaczyłam i będę gotować. Kurczę w jogurcie (chicken korma), kebab z Peshawaru czy biryani. Spróbuję swych sił przy chlebku naan. Herbatka chai to nasz stały napój, właśnie popijam :)

Gorąco polecam wszystkim, którzy chcą zobaczyć prawdziwy Pakistan, nie ten prezentowany w mediach.


* madrasa - szkoła koraniczna
** dżihad - tyle definicji ilu definiujących, ale słowo oznacza "walkę, zmaganie się"... dla jednych walkę z własnymi słabościami, dla innych walkę z "wrogiem islamu" (ktokolwiek to jest)

Syn Hamasu - Musab Hasan Jusuf

"Zanim skończył dwadzieścia jeden lat widział rzeczy przygnębiające: skrajne ubóstwo, nadużycia władzy, tortury i śmierć. Był tez przetrzymywany w najgorszym więzieniu w Izraelu. Jednak od pewnego momentu historia Musaba Hasana Jusufa potoczyła sie w niespodziewanym kierunku".


Musab urodził się na najgorętszym kawałku ziemi na świecie: w Palestynie, a raczej: na terytoriach okupowanych. Jego ojciec był szanowanym nauczycielem Koranu, bardzo religijnym imamem a także głęboko dobrym człowiekiem. Takim, który prawdziwie troszczy się o swój naród, który nie złorzeczy wrogowi, jest pokorny i cierpliwy. Musab zawsze podziwiał ojca i pragnął być taki jak on, pod każdym względem.

No to zaangażował się... w szczeniackie zabawy takie jak rzucanie kamieniami w samochody żydowskich sąsiadów. Albo w kupno broni, z której chciał do nich strzelać gdy będą przejeżdżać. I za kupno której trafił do izraelskiego więzienia...

W tym więzieniu doświadczył potężnego otrzeźwienia. Przede wszystkim zobaczył jak bracia muzułmanie traktują innych braci muzułmanów. Jak ich wykorzystują, jak niszczą, jak napawają sie władzą.

Przypisany do Hamasu (bo ojciec należał) został z automatu "jednym z nich", pozycja ojca ochroniła go przed najgorszym a akademickie doświadczenie pozwoliło zaangażowac się w szczegóły sprawy. Nie chcę zdradzać za dużo szczegółów, bo to zepsuje lekturę.

Po wyjściu z więzienia Musab asystował ojcu w działalności politycznej, uczestniczył w postkaniach z przywódcami organizacji terrorystycznych, miał dostęp do informacji znanynych bardzo wąskiej grupie ludzi...  jednocześnie nawiazuje przyjaźń ze studentami z Jerozolimy, z którymi wspólnie zaczyna czytać Biblię.

Nauka tajemniczego nauczyciela zaczyna przenikać jego umysł i serce, już nie potrafi mordowac z zimną krwią i zaczyna patrzeń na poczynania swoich rodaków z zupełnie nowej perspektywy. Widzi, że to, co tak podziwiał w ojcu nie pochodzi z islamu, ale jest obrazem nauk Jezusa. Pokora, miłość i otwartość. Jednocześnie zaczyna dostrzegać ciemne strony działań tego podziwianego człowieka - zgoda na terror, samobójcze ataki i bezkompromisowość. Powstają pierwsze rysy na niskazitelnym wizerunku ojca...

Praca zawodowa wkrótce przybierze nieoczekiwany obrót gdy Izraelczycy zaoferują mu współpracę, na którą się ... zgodzi. Doceni ich logiczne argumenty, starania o pokój i stabilizację, otwartość na inne wartości. W imię miłości do swojego narodu i chęci budowania pokoju w Palestynie podejmie tę szaloną współpracę. Czym uratuje wiele istnień ludzkich i doprowadzi do skazania największych terrorystów...

Książka została wydana w 2010 r., w USA, gdzie Musab teraz mieszka. Szybko stała się bestsellerem i łatwo zrozumieć dlaczego. Wszak Musab to prawdziwy agent 007!

Ale poza szokującymi zwrotami akcji opowieść Musaba obfituje w celne przemyślenia dotyczące konfliktu na terenie Izraela, dogłębne analizy mentalności mieszkańców tego regionu, rolę religii i fałszywych działań na rzecz stabilizacji. Działań, których prawdziwym celem jest... ciągła wojna.

"Dla świata zewnętrznego konflikt bliskowschodni wygląda jak zawody w przeciaganiu liny nad skrawkiem ziemi. Ale prawdziwy problem polega na tym, że nikt jeszcze nie zrozumiał ... na czym polega prawdziwy problem. W rezultacie negocjatorzy (...) wciąż nastawiają ręce i nogi pacjenta chorego na serce.

Nie napisałem tej książki dlatego, ze uważam sie za mądrzejszego od wielkich autorytetów, politologów i decydentów. Wierzę jednak, że Bóg dał mi wyjątkową perspektywę, umieszczając mnie po różnych stronach pozornie nierozwiązywalnego konfliktu. Moje życie zostało podzielone tak, jak ten osobliwy kraj nad Morzem Śródziemnym nazywany przez jednych Izraelem, przez drugich - Palestyną, a przez innych - Terytoriami Okupowanymi"

Skandal Miłosierdzia - bp. Grzegorz Ryś

Od niedawna jedna z moich ukochanych książeczek w mojej bibliotece. Biskup Ryś ma niesamowity dar przybliżania ludziom miłosierdzia Boga. I uświadamiania Jego niepojętości.

"Miłosierdzie pozostaje wielką tajemnicą Boga i wielkim skandalem w oczach ludzi. Zawiera w sobie to, z czym mamy największe trudności: współczucie, przebaczenie, nawrócenie. Nie stawia warunków, nie zna żadnych granic. Jest darmowe."*

To wszystko, co my sobie o nim myślimy nie jest prawdą, On łamie wszelkie stereotypy, wychodzi naprzód  najbardziej naiwnym oczekiwaniom, a co najpiękniejsze - sam nas o tym zapewnia! "Bóg nie rozdaje cukierków grzecznym dzieciom, ale podnosi w górę tych, którzy dotknęli dna"*

To tylko MY nie chcemu otworzyć uszu i serc na tę prawdę. Biskup Ryś w swoich rozważaniach chce nam pomóc to zobaczyć. Podkreśla przy tym, że to wszystko, o czym czytamy dzieje się dziś. Teraz jest mój moment łaski, teraz mam go złapać, to dzisiaj jest czas zbawienia.

Najpierw patrzymy na Miłosiernego Samarytanina, tak nam znaną przypowieść a jednak cięgle nie dość znaną. No bo skoro dalej wątpimy...?

W kolejnym rozdziale przychodzi Ojciec Synów Marnotrawnych. Tak, nie jednego syna, ale dwóch. A bohaterem przypowieści nie jest syn, który zbłądził, ale ojciec, który czeka... i pytanie do każdego z nas: którym z dwóch synów jesteś, tym aroganckim, który odszedł, czy tym zawistnikiem, który "został"...?

Dalej wędrujemy do Abrahama i Izaaka (aby odkryć, że ofiara Izaaka wyglądała zupełnie inaczej niż sobie to wyobrażamy), Kaina i Abla, Jonasza, św. Piotra...

A wreszcie bp. Ryś dociera do ostatniej lekcji: lekcji nawrócenia i przebaczenia. Przywołuje ewangelie i objawianie się w nich przebaczającego Boga, który odpuszcza grzechy, uzdrawia, jada z celnikami. Prowadzi nas do sedna Miłości, pokazuje sprawiedliwość serca. Która może stać się udziałem każdego, jeśli tylko zechce.






*recenzja z okładki




I shall not hate - Izzeldin Abuelaish

To historia człowieka, który uparcie odmawia wmówienia sobie, że należy tych innych znienawidzić, bo "przecież wyrządzili nam tyle złego". Oko za oko, ząb za ząb!

Jej autor, palestyński lekarz Izzeldin Abuelaish, mieszkał w Strefie Gazy i pracował w Izraelu. Jest człowiekiem przez duże C. Niezmordowany, pokorny, otwarty, silny. Skoncentrowany.

W ciagu kilku miesięcy stracił żonę z powodu raka i kilkoro dzieci z powodu izraelskiego ostrzału. Nawet rzucony na kolana autor nie wpuszcza w swe serce goryczy. Wie, że są dwie drogi: przebaczenie albo równia pochyła w dół. Do miejsca, gdzie czekają wszystkie demony świata i skąd nie wychodzi się cało. A przecież trzeba żyć dla dzieci, dla pacjentów, dla tych, którzy nas kochają. Tylko przebaczenie pozwala pogodzić się z ogromną osobistą stratą, tylko odmowa nienawiści daje prawdziwą siłę do dalszego życia.

Izzeldin Abuelaish to współczesny Hiob. Ewenement na skalę światową. Jest żywym dowodem na to, że prawo miłości jest silniejsze od prawa śmierci. Upokarzany w najtrudniejszych momentach, stygmatyzowany, nie pozwala prześladowcom wygrać. Nie odpowiada tą samą nienawiścią.

Z przedmowy, napisanej przez dr. Marka Glazermana (w wolnym tłumaczeniu):

Izzeldin nie generalizuje, jak robi to większość z nas. Na przykład, możesz pojechać na wakacje do Włoch, spotkać nieprzyjemnego kierowcę taksówki i wrednego recepcjonistę w hotelu, a potem wrócisz do domu i masz bardzo złe zdanie o wszystkich Włochach. Izzeldin nigdy by tak nie zareagował. (...)

Izzeldin ma pełne prawo być sfrustowanym, rozczarowanym i obrażonym na warunki, w jakich żyje, ale nie jest. Pomimo tego wszystkiego, co widział, jego wiara we współegzystencję i pokój pomiędzy Palestyńczykami i Żydami pozostaje niezachwiana. Nie patrzy na Izrael jak na monolityczny naród, gdzie każdy jest taki sam. (...)
Jakieś 10 lat temu leciał na medyczną konferencją na Cypr. Opuścił Strefę Gazy i dojechał na lotnisko, ale władze nie pozwoliły mu wejść na pokład samolotu, "ze wzdlędów bezpieczeństwa". Samolot odleciał bez niego. Miał tylko jednodniową przepustkę, nie było innego lotu aż do następnego dnia, a na lotnisku nie mógł zostać. Utknął na "ziemi niczyjej". Większość ludzi, jakich znam, byłaby w tym momencie w stanie furii. On zadzwonił do mnie, ja uruchomiłem swoje kontakty i udało mi się załatwić mu lot następnego dnia. Miał przenocować do naszego domu, spodziewałem się zobaczyć bardzo zagniewanego człowieka. Został upokorzony, ale ku mojemu zaskoczeniu, był tylko zły na tego konkretnego urzędnika, a nie na "Izraelczyków". To jest właśnie Izzeldin - nigdy nie daje się ponieść chęci generalizowania. Po prostu powiedział: "Ten człowiek nie tylko nie był lekkomyślny, ale był także uprzedzony. Zachował się nieuprzejmie ponieważ nie rozumiał". (...)

Czasem gniew może być ważny i potrzebny i ludzie muszą być wolni go wrażać. Ale Izzeldin koncentruje swój gniew na konkretnym wydarzeniu, nie pozwala mu się rozprzestrzenić, zdominować ani sprowadzić z drogi, którą idzie.

Bardzo mocna lektura, polecam każdemu. Bo każdy z nas ma kogoś, kto go upokarza, nie rozumie i/lub niesprawiedliwie ocenia. I nienawiścią nie wygra się niczego. Generalizowanie i stereotypizowanie przeszkadza kochać, powoduje bezosobową niszczącą nienawiść. Która prowadzi tylko w jedno miejsce: do piekła. Czyli do miejsca, gdzie nie ma Boga, miłości ani nadziei.



Mój pan i władca - Tehmina Durrani

Pani Tehmina była żoną jednego z najbardziej wpływowych polityków Pakistanu. Małżeństwo to zaczęło się i zakończyło skandalem, cała jego materia to też - jak się okazało - skandal.

Skandalem było też jego następstwo czyli ta książka. Nie miała prawa powstać, bo rozwiedzione Pakistańskie żony nie powinny wypowiadać się o swoich byłych małżeństwach (temat tabu), a żadne Pakistańskie żony nie mają prawa  mówić źle o byłych drugich połowach (tabu do kwadratu).

Tehmina pochodzi z dość zamożnej mieszczańskiej rodziny, jednak całe życie borykała się z nieprzychylnością matki. Że za ciemną skórę miała, że nie była dość uległa (nawet jak robiła to, co jej matka kazała to w oczach miała bunt), że była ulubioną córką tatusia... Relacja z matką miała jednak fatalne skutki dla dziewczyny. Najpierw wepchnęło ją to w ramiona człowieka, którego wykorzystała tylko po to, by wyrwać się z domu. A potem w drugiego, który miał jej dać pozycję i prestiż. A okazał się diabłem wcielonym, cynicznym łamaczem serc niewieścich, szczwanym politykiem i charyzmatycznym liderem. Mowa o prawej ręce Zulfikara Ali Bhutto, Mustafie Kharze, zwanym Lwem Pendżabu.

Zamężna Tehmina spotkała go na przyjęciu w Lahore, na które przybył z obecną żoną Sherry (nota bene piątą). Zauroczona osobowiścią , omotana kłamstwami i słodkimi słówkami, wdała się w romans z "księciem z bajki". Łudziła się, że prestiż Mustafy zapewni jej wreszcie szacunek matki. Zresztą, nie kochała za bardzo męża - postawiwszy na swoim i wziąwszy z nim ślub zorientowała się, że jednak go nie kocha...

Po latach małżeństwa z Mustafą, pełnego upokorzeń, tajemnic, strachu i kłamstw, Tehmina odkryje, że Mustafa ma romans z jej własną siostrą. To dopiero upokorzenie! Jak ona mogła wdać sie w romans z żonatym mężczyzną?? ...

Mimo to nie odejdzie, bo przecież nie pozwoli siostrze wygrać. Ni i za dużo zainwestowała, nie można dopuścić do porażki... I wreszcie - prawo Pakistanu byłoby po stronie męża, czyli straciłaby dzieci.

Niełatwa sytuacja, nie zazdroszczę...

Chciałoby się rzec - kto sieje wiatr zbiera burzę. Tak się właśnie stało w życiu Tehminy. Jednak nie ma tej refleksji w książce. Ani pewnie nie ma jej w życiu Tehminy, która nieustannie stoi na pozycji pokrzywdzonej ofiary... Tak, to prawda, że kobietą nie wolno poniewierać, nic tego nie usprawiedliwia. Nie mówię też, że ktokolwiek zasłużył na "oko za oko", bo przecież istnieje miłosierdzie i przebaczenie... Ale dlaczego była i jest tak zaślepiona, dlaczego niczego się nie nauczyła? Czy nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jej własna "chuć" i duma kierowały jej życiem, że w pewnym sensie była identyczna jak jej mąż...?

Książkę czyta się jednym tchem, bo fenomenalnie opisuje meandry życia kulturalno-politycznego Pakistanu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiatych. Blichtr salonów niczym w "Przeminęło z wiatrem", nędzę niższych warstw społecznych, nie do pozazdroszczenia pozycję kobiet, korupcję i alianse polityków... Moim zdaniem to jest najciekawsza warstwa tej opowieści.

Bardzo polecam lekturę, bo można dowiedzieć się rzeczy, o których w naszych szerokościach geograficznych nie ma sie pojęcia. Czym jest pakistański honor, czym jest życie pod dyktando dumy, czym jest... piekło.


Pustynia - Catherine de Hueck Doherty

"Z wielu książek o modlitwie, któe ukazały się w ostatnich latach, ta jest po prostu najlepsza" Richard K. Weber OP (z okładki)

Myślę, że mogę napisać, ze ta książka zmieniła moje życie. Może jest rzeczywiście najlepsza, a może trafiłam na nią w odpowiednim momencie mojego życia, nie wiem.

Czytałam chyba dziesiatki książek o modlitwie i życiu wewnętrznym. Ta jest wyjątkowa. Trudna, wymagająca, ale "zdecydowanie warto podjąć ryzyko jej przeczytania" (inna opinia z okładki). Jej autorka jest założycielką wspólnoty "Madonna House" koło Toronto, zastanawiałam się nawet czy kiedyś nie przechodziłam koło tego domu, może minęłam na ulicy jednego z czlonków tej wspólnoty?

Katarzyna była z pochodzenia Rosjanką, jej duchowość czerpie z doświadczeń rosyjskich pustelników. Jej "reguła" była wielkim odkryciem dla zachodniego świata.W latach dwudziestych wyemigrowała do Kanady wraz z mężem i rozpoczęła swoje podążanie za powołaniem. Nie było ono łatwe, ścieżki wiodły ją do różnych parafii, krajów a nawet do rozwodu z mężem. Ale to posłuszeństwo Chrystusowi wydało piękny owoc. Dzieło Katarzyny żyje, obecnie wspólnota liczy ponad 200 członków, jej ośrodki powstały w wielu innych krajach świata, a sama Katarzyna być może zostanie niedługo ogłoszona świętą (trwa jej proces kanonizacyjny).

Seria książek o PUSTYNII dotyczy życia wewnętrznego. Katarzyna opowiada kim byli rosyjscy pustelnicy, jak spotyka się Boga Żywego, jak walczy się na pustyni z szatanem, jak pustynia zmienia życie człowieka. Bo drzwi pustyni są zawsze otwarte, dla drugiego człowieka, Boga i szatana. Człowiek pustyni nie żyje dla siebie, ale  jednoczy się ze światem. Na pustynię nie idzie się pomilczeć sobie i odpocząć od codzienności, "oderwać się". Na pustynię idzie się pozbyć kamuflażu emocjonalnego i poznać prawdę o sobie.

"Pustynie, cisza i samotność nie oznaczają bynajmniej miejsc w przestrzeni, ale stany umysłu i serca. Takie pustynie można odnaleźć i w środku miasta, i w każdym dniu naszego życia. Wystarczy tylko i ch poszukać i uświadomić sobie, jak ogromnie są nam potrzebne. Będą to momenty samotności, niewielkie pustynie i maleńkie obszary ciszy, lecz doznania, jakie przyniosą, jeżeli będziemy gotowi udać się na nie, moga być równie radosne i święte, jak na wszystkich pustyniach świata, jak na tej, na którą udał się sam Bóg - ponieważ to właśnie Bóg uświęca samotność, pustynię i ciszę. (...) By osiągnąć takie nastawienie, trzeba pozbyć się irracjonalnej wiary w czas. Bóg śmieje się z czasu, bowiem jeśli nasze dusze otworzą się na Niego, to będzie mógł je powołać, zmienić, wywyższyć i przeobrazić w jednej chwili"

***

Ja trafiłam na tę książkę już na emigracji, przeżywając swoiste poszukiwanie swojego miejsca w tym nowym świecie. I w Kościele. Jej lektura to były dla mnie głębokie rekolekcje, które chcę przeżywać w nieskończoność. Już zawsze chcę żyć na tej "pustyni na targowisku" (jak to określiła Katarzyna) czyli mając pustynię w sercu. Pokój płynący ze Spotkania, który pozwala mi wywyższyć Jego i nie przejmować się sobą. Niczym brzemienna kobieta rozświetlona życiem w sobie, choć na zewnątrz pozornie nic się nie zmienia. Ale nie pozwala jej to zatrzymać się na własnych ograniczeniach, ma siłę nieść życie.



Polecam też linki:
http://kosciol.wiara.pl/doc/490637.Prorok-znad-Jordanu-Narodzenie-sw-Jana-Chrzciciela/7
http://www.wkb-krakow.pl/s/wyniki/k/autor/id/98/Catherine-de-Hueck-Doherty