Dziewczyna, która igrała z ogniem - Stieg Larsson



Dopiero teraz zabrałam się za tę "klasykę". Od kilku lat żyje nią cała Szwecja, ale mnie jakoś nie ciągnęło. Nie mam czasu na kryminały, a ten jest jeszcze wyjątkowo opasły. trzy grubaśne tomy, po 800 stron każdy...

Ale przypadkiem obejrzałam pierwszą część w TV. Spodobała mi się - była zupełnie inna niż się spodziewałam. Głębsza. Ciekawsza. Mąż oznajmił, że dziwi mi się, przecież mam tę książkę nawet po polsku na półce - a książka lepsza niż film. I kazał przeczytać.

A że postanowiłam sobie, że w 2016 przeczytam część z tego, co stoi na mojej półce, że wykradnę czas blogom i innym takim pozeraczom - postanowiłam się zmierzyć z grubym tomiskiem.

I wsiąkłam w nią na tydzień. Czytałam nachalnie, aż nie skończyłam. Pewnym minusem było to, że nie musiałam sobie już wyobrażać głównych bohaterów, wszak nie da się "odzobaczyć" obejrzanego filmu :P

Historia rzeczywiście ciekawa, godna polecenia. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale mamy dziennikarzy śledczych, hakerkę światowej klasy, szwedzki system opieki społecznej (czyt. szkielet w szwedzkiej szafie) i wątek romantyczny. Erotyczny też, o tym za chwilę.
Dwójka dziennikarzy, Dag Svensson i Mia Bergman, dociera do sensacyjnych informacji na temat rozległej siatki przemycającej nieletnie prostytutki z Europy Wschodniej do Szwecji. W aferę zamieszanych jest wiele czołowych postaci z życia publicznego. Kiedy Dag i Mia zostają brutalnie zamordowani, podejrzenia padają na Lisbeth Salander. Policaj rozpoczyna pościg. Mikael Blomkvist nie wierzy w jej winę i postanawia przeprowadzić własne śledztwo. Wkrótce odkrywa zdumiewające powiązania między morderstwem, przemytem kobiet i… samą Lisbeth. Seria dramatycznych wypadków prowokuje Salander do prywatnej zemsty. (opis ze strony www.stieglarsson.pl )
Forma książki okazała się jednak dość męcząca. Przydługie opisy zupełnie nieistotnych detali, takich jak lista zakupów w IKEI, z podaniem modelu kanapy i stolika. Dokładne wyszczególnienie rodzajów mrożonek, które Lisbeth kupowała w kiosku pod domem. Jakiej sieci kiosk to był. Normalnie lokowanie produktu pełną gębą!! Rozumiem, że czasem trzeba nakreślić klimat, żeby dało się wczuć w kontekst, ale reklamy jak w serialach...? Chwilami czułam się jakbym czytała gotowy scenariusz. "Bohater podszedł do drzwi. Zrobił krok. Potem drugi. W prawo. Potem w lewo. Potem poszukał kluczy w kieszeni. Potem włożył je do zamka. Przekręcił." Bezsensowne budowanie suspensu, bo tak naprawdę był to opis zwykłego wchodzenia do domu, a nie próba oddania sytuacji strachu, niepewności czy też gapowatości bohatera.

Ale to można przełknąć. Niektórzy twierdzą, że lepiej poczuli klimat Szwecji... no może.

Rzeczą, która mnie okropnie irytowała w książce - a w filmie jeszcze bardziej, bo wycięto wiele "zbędnej" akcji, ale zostawiono te komentarze - jest nachalna propaganda agendy LGBT i kulturowego marksizmu. Każdy dobry bohater ma "swój własny kodeks moralny" (czytaj: relatywizm moralny), oczywiście kompletnie niezgodny z tym, co w naszej cywilizacji uważa się za moralne - czyli zasady Dekalogu.  Swobodnie rozumiana zasada własności, wolny seks w każdym wydaniu, otwarte zwiazki, zdrady - przedstawiane jako coś naturalnego, wspaniałego i etycznego. Wszelkie postawy przeciwne są karykaturalnie przerysowane, tak, by czytelnik nie miał wątpliwości, że inne myślenie to jest bezdenna ignorancja. Ewentualnie zło w czystej postaci.

Akcja przeniesiona na ekran wymagała cięć w dialogach. Pozostawiono gołe "jesteś homofobem" (bo ktoś złośliwie wypowiadał się o lesbijskim półświatku) i siarczysty policzek. Aż zaśmiałam się w tym momencie.

Ale sceny lesbijskiego seksu są rozwinięte jak się patrzy. Dzisiejsza szwedzka młodzież ma na co się napatrzyć...

Wiele razy powtarza się czytelnikowi wyświechtany zwrot, o treści: "Lisbeth przecież nienawidzi mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet". Bo mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet są osią całej intrygi. Feministyczna agenda prima sort. Czytelnik musi się nauczyć wreszcie, że głównym powodem przemocy wobec kobiet są tradycyjne role w społeczeństwie, prawda? W filmie zwrot brzmi jeszcze idiotyczniej, bo wycięto większość kontekstu, a zostawiono te gołe hasełka.

Lisbeth jest kreowana na Superwoman, która złamie te stereotypy. Sama jedna pokona ten wstrętny patriarchat!

Nie chcę zdradzać fabuły, która - ogólnie rzecz biorąc - jest bardzo ciekawa i wciąga. Sama postać bohaterki rzeczywiście budzi wiele sympatii i zrozumienia, jak każda ofiara. A zwłaszcza ofiara bezdusznego systemu.

Ale moim zdaniem zostałą strasznie zepsuta przez styl powieści i tę propagandę.

Nie wiem czy przeczytam trzecią część, jeśli już to po szwedzku tym razem, jedynie w celu podszkolenia języka.

Ale film na pewno obejrzę, bo chcę zobaczyć ostateczne zakończenie całej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz